..:: Rajd Hubal 2006 ::..
Ten rajd ma swoich sympatyków chyba również w Niebie, bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że na znajdujących się na trasie uczestników nie spadła ani jedna kropla deszczu, podczas, gdy w całej reszcie Kraju ... piździło okrutnie. Ten "papieski" weekend w Polsce przeszedł do historii jako wyjątkowo chłodny, wietrzny i deszczowy. A tu, na hubalowych terenach, piękne słoneczko przez cały dzień -jakże to niezwykłe i zastanawiające...
-------------------------------------------------------------------
-------------------------------------------------------------------
Była to już 18-ta edycja rajdu i jego 20-te urodziny -pierwszy "Hubal" został zorganizowany w 1986 roku. Oficjalnie organizatorem był Automobilklub Łódzki, Koło Motocykli Weteranów "Number One Club - Łódź", ale bardziej zorientowani wiedzą, że ten rajd nie przetrwałby, gdyby nie grupka przyjaciół skupiona wokół redakcji naszego biuletynu i jego wydawcy. Jak zwykle, niżej podpisany opracował trasę a komandorem była kol. Krystyna Jusis. Zresztą cała rodzina Jusisów wniosła w ten rajd ogrom pracy.

Ale lećmy po kolei.

Złowieszcze prognozy pogody, poprzedzające wizytę Benedykta XVI w Polsce, wystraszyły zapewne także sporą część zainteresowanych rajdem. Ta masa telefonów, maili, i rozmów na łódzkim bazarze, niepokoiła nas - zapowiadała prawdziwe oblężenie Spały przez motocyklistów a to oznaczało rozciągnięcie rajdu w czasie i znacznie więcej liczenia. Rzeczywistość pokazała jednak, że prawdziwych twardzieli, nie wymiękających na widok deszczowych chmur, jest w tym środowisku znacznie mniej. Ogółem do Harcerskiego Ośrodka Obozowego w Spale przyjechało tylko 48 uczestników na 32 motocyklach. Park maszyn nie pękał więc w szwach, ale i tak można było naliczyć ponad 50 maszyn - w większości zabytkowych, bo przecież na motocyklach przyjechali też organizatorzy, oraz ekipa z zaprzyjaźnionego klubu "Weteran" z Tomaszowa Maz., która tradycyjnie, chętnie i wydatnie pomagała sędziom na sprawnościówkach.

Piątkowy wieczór minął na pogaduszkach przy piwku. Wielu znajomych nie widziało się od roku - są tacy, co tylko na "Hubala" przyjeżdżają, omijając zwyczajne polskie zloty. Nic dziwnego zatem, że niektórym te gadki przeciągnęły się głęboko w noc.

Sobota, główny dzień rajdowy, wypełniona była programem od 9:00, kiedy na odprawie zawodników rozlosowano numery startowe, aby trochę pomieszać towarzystwo i aby uczestnicy nie jechali zespołowo. Pierwszy zawodnik wyruszyć miał -i wyruszył - o 10:02. Następni w odstępach 2-minutowych. Start poprzedzało badanie techniczne i próba uruchamiania. Nikt nie miał problemu by przez zadane 30 sekund pobudzić do życia swojego stalowego rumaka.
Trasa tegorocznego "Hubala" liczyła nieco ponad 90 km., podzielonych na trzy odcinki. Pierwszy był 20-kilometrową jazdą na regularność. Trzeba było utrzymywać zadaną szybkość średnią -30 km/godz, co było sprawdzane przez kilka punktów kontroli czasu, rozlokowanych gdzieś na trasie. Ale tych, którzy sprytnie wyliczyli sobie prawidłowe czasy pojawiania się na poszczególnych kilometrach, czekała niespodzianka w postaci komunikatu o zmniejszeniu, od 15-go kilometra, średniej do 20 km/godz. Od tego miejsca całe to wyliczenie wzięło w łeb, lecz cóż to dla inżynierów...

Meta odcinka znajdowała się koło słynnego zespołu niemieckich bunkrów w Konewce. Zawodnicy mieli tu godzinną przerwę na próbę sprawnościową - wolna jazda dla solówek i zryw-hamowanie dla zaprzęgów - oraz na zwiedzenie bunkrów. Od niedawna, ten zabytek ma gospodarza z prawdziwego zdarzenia - jest porządkowany, zagospodarowywany turystycznie i fachowo udostępniany zwiedzającym.

Drugi odcinek rajdu miał długość 50,8 km i był typowym odcinkiem nawigacyjnym z zadaniami turystycznymi. Do karty drogowej trzeba było wpisać odpowiedzi na pytania dotyczące spotykanych na trasie obiektów historycznych lub niezwykłości przyrodniczych. Średnia prędkość przejazdu nie była wyśrubowana - 20 km/godz. - tak, aby każdy mógł nasycić oczy pięknem mijanych krajobrazów. A podziwiać było co, bo trasa przebiegała w większości widokowymi drogami leśnymi, niedostępnymi dla zwykłych pojazdów. Przykład? Oto wspaniały, stary, mieszany las, ze sporym udziałem sosen i dorodnych dębów, przecięty wielokilometrowym, prostym jak strzelił, idealnym asfaltem. Raczej wąskim, ale o gładkości stołu - stara "droga prezydencka". Ponoć została wybudowana w latach 30-tych, na polecenie Ignacego Mościckiego, który przyjeżdżał tu na polowania z innymi polskimi VIP-ami i zagranicznymi gośćmi. W czasach PRL-u z tej drogi korzystać mogli tylko prominentni urzędnicy partyjni a tow. Edward Gierek miał w Konewce swoją rezydencję. To był rejon pilnie strzeżony i niedostępny dla zwykłych śmiertelników. A teraz - proszę - dzięki przychylności leśników z nadleśnictwa w Spale, tą piękną drogą poturlały się nasze zabytkowe motocykle.

Uczestnicy podziwiali na tym etapie wiele zabytków - m.in. przejeżdżali obok neorenesansowego, 19-wiecznego pałacu i majątku ziemskiego z gorzelnią i spichlerzem w Wielkiej Woli, oglądali piękne kapliczki: z figurą św. Rocha z I połowy XIX wieku w tej samej wsi i kapliczkę-obelisk z 1607 roku w Grotowicach.

Z lewego brzegu Pilicy na prawy uczestnicy rajdu przeprawili się po moście w Mysiakowcu - rzeka tworzy tu malownicze, szerokie koryto. Urocze to strony, oddalone od cywilizacji. Jedna z ostatnich takich okolic, gdzie czas się zatrzymał, gdzie jeszcze dostrzec można chaty kryte strzechą, gdzie ktoś wciąż kładzie świeże polne kwiaty pod kapliczkami, być może pamiętającymi polujących tu polskich królów a już na pewno ostatnich carów rosyjskich.

Las pod wsią Anielin, szaniec Majora Henryka Dobrzańskiego - Hubala. Pomnik znakomitego kawalerzysty, patrioty, niezłomnego dowódcy, pierwszego partyzanta II wojny światowej. Od dwudziestu lat obowiązkowo przyjeżdżają tu, biorący udział w tym rajdzie, motocykliści. To przecież też kawalerzyści - tyle, że współcześni. Też na koniach - tyle, że mechanicznych. Przyjeżdżają pokłonić się patronowi rajdu, "Szalonemu Majorowi", złożyć kwiaty na jego symbolicznej mogile... Każdy z uczestników włożył kwiat do przygotowanego wazonu, z okolicznościowym napisem -powstał okazały, biało-czerwony bukiet.

Uczestnicy mieli tu kolejną godzinę przerwy, aby zjeść wojskową grochówkę, rozegrać dwie konkurencje sprawnościowe i odpocząć przed kolejnym rajdowym odcinkiem.

Ostatni odcinek miał długość już tylko ok. 20 kilometrów i dwie alternatywne trasy: trudniejszą, która miała "dać w kość", albo inaczej, umożliwić wyżycie się w trudniejszych warunkach drogowych; i łatwiejszą - po bardziej cywilizowanych drogach. Trudniejsza trasa prowadziła starą, już prawie nieużywaną drogą nad samą Pilicą. Piachy, wystające korzenie... ale jakże piękne widoki. Po przejeździe podczas przygotowania tej części trasy mój Goldaś miał sporo piachu nie tylko w wózku, ale nawet w bocznych kufrach. Ale przejechać się dało i to z dużą frajdą, co potwierdził nawet kol. Lech Potyński, wizytujący rajd z ramienia Głównej Komisji Poj. Zab. PZM. "Potas" przejechał na Triumphie Scramlerze cały rajd i jak mówił "był pod dużym wrażeniem". Zresztą większość uczestników wybrała tę trudniejszą alternatywę i ... nikt nie żałował. Zadania turystyczne na tym odcinku dotyczyły też zabytkowych obiektów: bardzo starego, drewnianego krzyża w Kozłowcu (wiosce "dechami zabitej" na nadpilicznych wertepach), kapliczki z nostalgicznie piękną, lipową figurą św. Jana Nepomucena w Ceteniu (na łatwiejszej trasie) oraz ruin zamku królewskiego w Inowłodzu (już na części wspólnej dla obu tras).

Rajdowe zmagania kończyły testy z historii motocykla i BRD na ostatnim PKP-ie i porajdowe badanie techniczne - na mecie. Z testem historycznym nie mieli problemów raczej tylko czytelnicy biuletynu "Motocykl Moje Hobby" - w tym roku nawet zdarzyło się (po raz pierwszy), że ktoś odpowiedział poprawnie na wszystkie pytania. Natomiast badanie techniczne wykazało utratę tylnych świateł w dwóch motocyklach. No cóż, żarówki raczej nie lubią wstrząsów.

Większych awarii na tym rajdzie nie było. Najstarszy kierowca kol. Jerzy Falkiewicz ze Stęszewa (72 lata i II miejsce w klasie "Pre-45" na DKW RT-125) na pierwszym etapie miał mały problem z przerywaczem, ale dał sobie radę - jak przystało na wytrawnego zawodnika rajdowego - bez obcej pomocy. Kolega Andrzej Siemiątkowski zerwał linkę sprzęgła w swoim MW750, ale dojechał do mety. Jeden z zawodników na Jawie miał też problem z powietrzem w tylnym kole, ale wystarczyło dopompować kilka razy, aby ukończyć rajd na pucharowej pozycji.

Najmłodszym kierowcą rajdu był 11-letni Wiktor Fabijański z Tomaszowa Maz., który jechał pod czujnym okiem ojca - na maleńkim skuterku Suzuki, którego nadwozie oklejone było krowią skórą. Rewelacyjnie wprost jeździł na próbach sprawnościowych, pokonując wielu dorosłych jeźdźców.

Jako ciekawostkę można dodać, że koledzy na Jawach, którzy zwyciężyli w klasach "Post-45" i Otwartej całą trasę rajdu z żonami i małymi córeczkami (2 i 4 latka). Dziewczynki podróżowały - starym sposobem - między rodzicami. Trzeba przyznać, że wielu kierowców miało za pilotów własne latorośle. Dzieci na tej imprezie było sporo, co świadczy o znakomitej, rodzinnej atmosferze i dużym poczuciu bezpieczeństwa. Ojcowie podkreślali, że nie zabraliby dzieciaków na przeciętne polskie imprezy motocyklowe. Na Hubala wzięli.

Wieczorem odbył się konkurs elegancji, ale nie miał on dużego wzięcia wśród uczestników. Zgłosiło się tylko dwóch zawodników: kol. Józef Gucwa z Bobowej pod Nowym Sączem, prezentujący bardzo ładny strój, adekwatny do NSU OSL 351 z 1938 roku i kol. Sebastian Ogórek z Rzeczycy (MZ ETZ 250), który wdział nie do końca kompletny strój PRL-owskiego milicjanta - brakowało oryginalnej czapki, bo wojskowa, lotnicza, która miała ją udawać od razu została zakwestionowana przez komisję sędziowską. Zwycięstwo kolegi od NSU było bezapelacyjne. Co więcej, to znakomicie odrestaurowane, 68-letnie NSU było najstarszym motocyklem rajdu. Józef Gucwa zdobył więc w sumie aż trzy puchary i kilka nagród rzeczowych. Szkoda tylko, że nie mógł zostać do niedzielnego rozdania nagród. Przed wyjazdem odebrał tylko puchar za konkurs elegancji - resztę prześlemy pocztą.

Bal komandorski na tegorocznym Hubalu był wyjątkowy z trzech względów. Po pierwsze - wspaniały domowy smalec uzupełnić miał zwykłe kanapki, ciasta i inne zwyczajowe menu a ... stał się najchętniej pałaszowaną potrawą. Ze świeżutkim chlebem i z kiszonymi ogórkami smakował wyśmienicie. Po drugie, była z nami kol. Dominika Korzeniowska - urocza i niezwykle utalentowana dziewczyna, wspaniale śpiewająca karaoke w jednym z łódzkich domów kultury. Zaśpiewała nam kilka swoich przebojów, zbierając duże brawa. Po trzecie wreszcie - odwiedził nas kol. Andrzej Sochacki z rodziną. Ten znany polski podróżnik, na stałe zamieszkały w USA, objechał glob ziemski aż sześć razy, w tym na motocyklu dwukrotnie - raz po razie. "Jędrek" to także wspaniały gawędziarz - interesująco opowiadał o swoich podróżach, odpowiadał na pytania, sprzedawał swoją książkę pt. "Sześć podróży dookoła świata", podpisywał dedykacje, rozdawał autografy... Na koniec zaprosił uczestników rajdu do swojego "Centrum Wagabundy" w Phoenix w Arizonie, jeśli kiedyś znaleźliby się w Stanach. Bal komandorski skończył się bladym świtem. Organizatorzy tymczasem pracowicie obliczali wyniki rajdu...

Rozdanie nagród w niedzielę było prawdziwą "paradą sponsorów". Nagrody były niezwykle liczne i cenne. Zwraca uwagę fakt, że niektórzy zdobyli po kilka nagród a - praktycznie wszyscy - przynajmniej jakieś pocieszające upominki. Krótko mówiąc, organizatorzy puścili uczestników "z torbami" (pełnymi nagród). Pełną listę wyróżnionych przedstawiam na łamach nr 4/2006 biuletynu "Motocykl Moje Hobby".

Do tradycyjnych już Przyjaciół Rajdu należą takie instytucje jak:
Starostwo Powiatowe w Tomaszowie,
Władze Gminy Inowłódz,
Urząd Miasta w Tomaszowie,
Lasy Państwowe - Nadleśnictwa w Spale i w Opocznie,
Wojewódzki Ośrodek Ruchu Drogowego w Łodzi,
Związek Harcerstwa Polskiego - Chorągiew Łódzka,
Regionalne Centrum Informacji Europejskiej w Łodzi,
Stowarzyszenie Posiadaczy Pojazdów Zabytkowych "Weteran" w Tomaszowie Mazowieckim
i oczywiście Zarząd Główny i Okręgowy Polskiego Związku Motorowego.

Rajd sponsorowały także osoby i firmy:
kol. Jacek Kopczyński i firma "Moto-Weteran-Bazar" - Łódź,
kol. Barbara Zytke i firma "Militaria" w Łodzi,
kol. Dariusz Frankiewicz i pub "4 x 4" w Łodzi,
kol. Artur Stoll i sklep motocyklowy "M.M. Rider" w Łodzi,
kol. Jerzy i Dariusz Nowakowscy i firma poligraficzna "Graph" w Łodzi,
firma Akcesoria Skórzane - "Yankee" w Łodzi,
redakcja miesięcznika "Automobilista" w Warszawie,
kol. Juliusz Szymański i firma "IMAX" w Łodzi - trasa turystyczna "Bunkier w Konewce",
firma "Browar Hurt" w Łodzi,
"Coca-Cola HBC - Polska" filia w Łodzi,
kol. Marek Karnikowski i firma "Mark" w Łodzi,
firma "JG" - Jerzy Głuszczak w Łodzi
oraz piszący te słowa i redakcja biuletynu "Motocykl Moje Hobby" w Łodzi.

To właśnie dzięki pomocy tych instytucji, osób i firm impreza udała się tak znakomicie a wszyscy uczestnicy jednogłośnie chwalili perfekcyjną organizację rajdu, bezbłędne itinerery, atrakcyjną trasę, piękne i liczne nagrody.

A nawiązując jeszcze do owej, sensacyjnej pogody na tym rajdzie, pod pióro cisną się takie słowa: Być może, była ona zasługą triumfatora zeszłorocznego rajdu, śp. kolegi Konrada Kowalczyka, który tam, w Niebie, wyprosił ją u Stwórcy... I z góry, zapewne z radością, patrzył na rajdowe zmagania kolegów...
--------------------------------------------------------------------------------
Tekst - Piotr "Besa" Czech
--------------------------------------------------------------------------------
Postscriptum:
Aby obraz rajdu był pełny, należy jeszcze wymienić tych, którzy pracowali na ... uśmiech uczestników:
Krystyna Jusis - komandor, sprawy organizacyjne, rozmowy ze sponsorami, kierownictwo imprezy;
Piotr "Besa" Czech - sędzia główny, opracowanie trasy, przygotowanie dokumentacji, oprawa plastyczna;
Jan Jusis - biuro rajdu, recepcja, obliczenia, przygotowanie techniczne imprezy;
Janusz Jusis - zabezpieczenie medyczne (nie było potrzebne), komputerowe opracowanie wyników;
Jarek Janicki - kwatermistrz, wyżywienie;
Bolek Stępień - nagłośnienie, oprawa muzyczna;
Adam Kustosik - kierownictwo prób sprawnościowych, pomoc techniczna.
Przy rajdzie pracowali także: Czesław Frejer, Dominika Korzeniowska, Tomasz J. Motylewski oraz koledzy z klubu "Weteran" Tomaszów Maz..


on line >